niedziela, 27 listopada 2011

Fragment: Ex Drummer



Trzech niepełnosprawnych kolesi zakłada (punk) rockową kapelę. Brakuje im perkusisty. Wybór pada na pewnego znanego pisarza, który postanawia zabawić się ich kosztem. Absurd, groteska i makabra. Prosto z Belgii. Fucking mongoloids.

Na dniach spróbuję napisać coś więcej. Jak Bozia da.

wtorek, 22 listopada 2011

Kino vs. telewizja

Mad Men

"Do niedawna seriale telewizyjne postrzegane były jako ubodzy krewni filmów kinowych. Dzisiaj jednak coraz więcej produkcji realizowanych przez zagraniczne stacje wskazuje na sytuację wręcz odwrotną. Dziesiąta Muza nie jest już w stanie rozwijać się w kinie, gdzie dawno osiągnęła szczyt swoich możliwości. Jej przyszłość leży w rękach telewizji. 

Jeszcze kilka lat temu niezwykle wyrównany poziom kolejnych sezonów danych seriali był ewenementem, teraz zaś staje się normą. Mało tego, coraz większa ilość tytułów wygląda jak najprawdziwsze kino, tak pod względem formy, jak i treści. Nie znaczy to, iż telewizyjne produkcje wreszcie osiągnęły poziom kina, lecz że kino już prześcignęły. Bo w przeciwieństwie do niego nie mają żadnych narracyjnych ograniczeń. Teoretycznie nigdy ich nie miały, ale dopiero ostatnimi laty ich twórcy dostrzegli pełnię możliwości swojego medium. I w końcu zaczęli je wykorzystywać. Oczywiście jest to uogólnienie, wszak ciągle nie brakuje seriali pełnych mankamentów automatycznie kojarzonych z tzw. ograniczeniami małego ekranu. Dalej powstają pozycje, które z czasem przysłowiowo zjadają swój ogon i zaczynają przypominać własne karykatury, czego jednym z lepszych przykładów jest choćby słynna Czysta Krew, z każdym kolejnym sezonem coraz bardziej trywialna, a nawet kuriozalna. Ale serial jako swego rodzaju efemeryda to już tylko stereotyp, który powoli odchodzi w niepamięć. (...)"

Do lektury całego tekstu zapraszam tutaj.

wtorek, 15 listopada 2011

American Film Festival


Od jutra będę miał przyjemność (mam nadzieję, że przyjemność) pisać dla Stopklatki o części filmów, jakie wyświetlone zostaną podczas drugiej edycji AFF. Po dwie recenzje dziennie. Wstępnie przewiduję teksty o następujących pozycjach: American Grindhouse, Badlands, Bombay Beach, Dragonslayer, Gdziekolwiek dzisiaj, Happiness, Kanciarz, Niebiańskie dni, The Oregonian, Tabloid, To drugie słowo na "F", Witaj w domku dla lalek. Kolejne wypociny postaram się linkować tu na bieżąco.

Carlos (reż. Olivier Assayas, 2010)

to, niestety, nie jest okładka polskiego wydania filmu
"(...) Tytułowy bohater w rzeczywistości nazywał się Iljicz Ramirez Sanchez. Swój pseudonim przybrał na cześć prezydenta Wenezueli, Carlosa Andresa Pereza. Teoretycznie cele oby tych panów były, upraszczając, podobne, znacznie jednak różnił ich sposób działania. Wszak walka o równość społeczną czy bunt przeciwko zachodniemu imperializmowi u Carlosa przejawiał się poprzez porwania, organizowanie zamachów bombowych czy mordowanie ludzi postrzeganych jako wrogowie czy zdrajcy socjalizmu. Po dziś dzień uchodzi on za ikonę międzynarodowego terroryzmu, a bywa też nawet nazywany jego twórcą.

Film Assayasa swoją fabularną konstrukcją przypomina klasyczne kino gangsterskie - to historia niekoniecznie wiele znaczącej jednostki, która poprzez gangsteryzm stopniowo wspinała się po coraz to wyższych szczeblach, aby osiągnąć przysłowiowe wszystko, a na koniec upaść przez to na samo dno. Różnica między Carlosem a typowymi bohaterami tego typu opowieści polega na tym, że walczył on nie dla siebie, lecz w imieniu górnolotnych idei. A przynajmniej tak chciał być postrzegany.(...)"

Do przeczytania całego tekstu zapraszam na Stopklatkę

poniedziałek, 14 listopada 2011

Utwór z arcydzieła Terrence'a Malicka



Czas powrócić do świata żywych. Zaczynam od takiej oto zapowiedzi tekstu o (moim zdaniem) najlepszym filmie Malicka, Niebiańskich dniach. Piękna rzecz. Tekst ten pojawi się z okazji retrospektywy reżysera na tegorocznym American Film Festival. Gdzieś na dniach. I jeszcze co do samej muzyki - jak dla mnie ścieżka dźwiękowa z tego filmu to jedno z największych dokonań w karierze Morricone. Ale, tak jak w wypadku dzieł Sergio Leone, zdecydowanie najlepiej sprawdza się wraz z obrazem.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Komiks i inne media

Ostatnio przypadkiem wygrzebałem z szafy kwartalny dodatek do magazynu "Fantastyka", mianowicie rzecz o nazwie "Komiks-Fantastyka". W wydanym gdzieś w 1988 roku trzecim numerze tej serii (składającej się, co ciekawe, z różnych serii komiksowych publikowanych na przemian w kolejnych zeszytach) natrafiłem na bardzo ciekawy tekst autorstwa Macieja Parowskiego, z jednej strony jednego ze scenarzystów, których prace pojawiały się na łamach owego dodatku, z drugiej sekretarza redakcji, zajmującego się tam też publicystyką. Poniżej wspomniany tekst, zapraszam do lektury.


Komiks i inne media

Komiks podobnie jak kino jest zaborczym środkiem przekazu. Może zresztą jeszcze bardziej zaborczy niż komiks są jego odbiorcy. Gotowi są przyjąć wiele treści pod warunkiem, że poda się je w postaci komiksu. Dlatego na świecie w przeróżnych komiksowych zeszytach i albumach znaleźć można komiksowe adaptacje praktycznie wszystkiego. Literatury i filmów. Telewizyjnych seriali i musicali, historycznych kronik i biografii znanych postaci.

Opowiadania, powieści Dickensa, Stevensona, Maya, Carolla, Sienkiewicza, Wellsa, Chandlera, Hammeta; stare filmy z Bogartem, Chaplinem, wspomnienia generała MacArtura i starotestamentowe historie oraz opowieści Ewangelistów - zamienione na cykle kolorowych obrazków, przekształcone w dziesiątki, w setki kolorowych plansz docierają w tej uproszczonej i atrakcyjnej formie do czytelnika-oglądacza.

We wszystkich tych przypadkach komiksowa narracja, komiksowa sztuka zamieniania wyobrażonego w widzialne, dynamicznego w statyczne - obsługuje cudzą formę, przeżuwa cudze treści powstałe na terenie innego medium.